W poniedziałki chodzę na terapię, potem mam okropny humor i czuję się podle. Trwa dwa dni, potem jest coraz lepiej. Do weekendu się trzymam, a w sobotę/niedzielę trochę się objadam. Głównie słodyczami.
"Czy to co właśnie robię prowadzi mnie do celu?" - Zadaję sobie to pytanie za każdym razem gdy świadomie coś podjadam.
Psychodietetyczka mi kazała. Pierwsza wizyta u niej zdawała się być ostatnią.
Kazała mi zrezygnować z mojego ostatniego bastionu przyjemności czyli - słodkich jogurtów!
Coli, chipsów, słodyczy, lodów, słodkich kaw - nie wolno. A do tego jeszcze nawet jogurtów nie?
Zbuntowałam się. Powiedziałam "Nie jestem na to gotowa, to nie jest tego warte".
Poczułam się przygnębiona zabraniem mi ostatniej rzeczy jedzeniowej jaką się pocieszałam.
Mam wliczone w zasady żywienia słodkości i nawet grzeszki, ale uczucie ograniczania, kontrolowania, liczenia - bardzo mnie zniechęcało. Wręcz paraliżowało.
Kto odchudza się latami to doskonale zna to uczucie.
Cwana babka znalazła alternatywę dla moich jogurtów i właściwie z każdym tygodniem mój talerz wygląda lepiej. Łatwiej też nie przekraczać mi 1900 kcal będąc zadowoloną i najedzoną.
Zaczynam rozumieć swoje błędy. Z każdym tygodniem jest lepiej. Moja samoświadomość w kwestii relacji z jedzeniem i moich uczuć wzrosła o jakieś 200%!
Przede wszystkim problem NIE leży w słodyczach czy nawet jedzeniu. Problem leży w powodach przez które po nie sięgam.
Żadna dieta, leki czy nawet operacja nie rozwiąże problemu dopóki nie zajmę się tymi "powodami". Za każdym razem wracałabym do jedzenia w złych lub gorszych chwilach i stresie.
Psychodietetyczka skontaktowała mnie ze swoją pacjentką, która na Ozempicu schudła ponad 40 kg. Dziennie jadła pączka warzywa i batonika białkowego. Tylko to.
Codziennie był ten pączek i batonik, a chudła i chudła. W końcu odstawiła lek i każdego miesiąca apetyt na słodycze narastał, aż w końcu dostała ogromne jojo i w rok przytyła ponad 50 kg. Nie potrafiła przestać sięgać po słodycze, a organizm po miesiącach złej diety robił wszystko, aby jadła ich więcej.
Opowiadała mi jak to wyglądało i trochę przypomina mi to moją obecną sytuację, tylko że mniej natężoną.
Zachęcona tą rozmową, przeczytałam chyba całe forum o Ozempicu i osoby z podobnymi problemami co ja, wracały do dużej wagi zaraz po odstawieniu leku. Inni - u których powodem otyłości były tylko złe nawyki - zazwyczaj utrzymywali wagę. Ponieważ nie miały potem psychicznej potrzeby na tłumienie emocji jedzeniem i słodyczami.
Więc wyobrazcie sobie, że przez te wszystkie lata błądziłam po omacku w ciemnym pokoju, szukając klamki! W końcu ją mam i teraz uczę się rozwiązywać te "problemy" przez które sięgam po słodycze i jedzenie. To działa!
Chociaż dopiero zaczęłam, to już widzę pierwsze efekty i zaczynam odzyskiwać nad tym kontrolę.
Kuczę, jak ja się cieszę. 😁
PS: Ważenie w poniedziałek!